Przejdź do głównej zawartości

Altana, Śmierota i rezerwat "Ciechostowice"

W ostatnią sobotę, zgodnie z propozycją kolegi, wybraliśmy się na najwyższy szczyt województwa mazowieckiego - Górę Altanę. Aby pospacerować trochę, ale nie za długo postanowiliśmy wyruszyć z Huciska i przez Altanę i Rędocin, zrobić pętlę mająca nie więcej niż jakieś 14 km. I się udało.

Wędrówkę rozpoczęliśmy na przystanku autobusowym w Hucisku. Tutaj akurat przechodził szlak zielony im. ks. Jana Wiśniewskiego, biegnący ze stacji PKP Przysucha do rezerwatu "Ciechostowice". Wraz ze szlakiem zeszliśmy w drogę prowadzącą w kierunku widocznej przed nami Altany. Szybko weszliśmy w las i wygodną drogą rozpoczęliśmy niezbyt odczuwalne podchodzenie na szczyt. Byliśmy tam, idąc spacerkiem, po niecałych dwudziestu minutach. Góra Altana jest najwyższym szczytem województwa mazowieckiego i zarazem Garbu Gielniowskiego. Ma 408 m i chociaż góruje nad okolicą, ze względu na całkowite porośnięcie lasem, nie jest punktem widokowym. Ale tylko dla turystów. Bo na szczycie znajduje się dostrzegalnia przeciwpożarowa, i jakby tam wejść... to widoki już są. Ale dla nas niedostępny to obiekt. Za to u podnóża dostrzegalni znajduje się stolik i ławeczki więc można odpocząć.

Ze szczytu poszliśmy dalej zielonym szlakiem. Droga trochę meandrowała, ale sprowadzała nas sukcesywnie w kierunku południowym. Może z dwadzieścia minut później stanęliśmy na szerokiej drodze gospodarczej, w lewo byśmy nią dotarli do wsi Ciechostowice, w prawo - do Rędocina. Ale my poszliśmy dalej szlakiem prosto i tym sposobem znaleźliśmy się już w województwie świętokrzyskim. Drogą biegła zarazem granica. Nasza droga stawała się szersza, coraz częściej wśród drzewostanu zauważaliśmy dość okazałe modrzewie. W dwóch miejscach spotkaliśmy też kapliczki na drzewach.
Szlak zielony był dość dawno odnawiany, ale dało się jeszcze na nim nie zgubić. Zapewne w niedalekiej przyszłości trzeba będzie wziąć się za jego odnowienie, szczególnie, że przy okazji w okolicy powstanie prawdopodobnie szlak rowerowy, tzw. mazowieckie Green Velo, który częściowo pewnie będzie się z nim pokrywał. Zanim dotarliśmy do rezerwatu, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę przed pomnikiem partyzanckim przy szlaku. Upamiętnia on 5-cio osobowy patrol partyzancki pod dowództwem Józefa Domagały "Wilka" który wpadł w niemiecką zasadzkę. Wszyscy zginęli. Miało to miejsce 3 sierpnia 1943 roku.
Kawałek za pomnikiem natrafiliśmy już na tablicę informującą, że przed nami rezerwat przyrody "Ciechostowice". Tu zeszliśmy ze szlaku i poszliśmy równoległą drogą z lewej strony, biegnącą wzdłuż granicy rezerwatu. Tym sposobem poznaliśmy rezerwat trochę od innej strony. teren rezerwatu to naturalny obszar występowania modrzewia polskiego, jodły, buka, cisa, świerka i lipy. To pierwsze drzewo było powodem podjęcia decyzji o ochronie tego terenu. Chociaż formalnie rezerwat utworzono w 1953 roku, to już w czasach dwudziestolecia międzywojennego postulowano objęcie występującego tu modrzewia ochroną. Rezerwat "Ciechostowice" ma powierzchnię 7,72 ha i jego drzewostan tworzą przede wszystkim: jodła pospolita, sosna zwyczajna, modrzew europejski, dąb bezszypułkowy. Przy rezerwacie spotykają się dwa szlaki turystyczne - zielony Przysucha PKP - rez. 'Ciechostowice" i niebieski Pogorzałe - Kuźniaki.
Przeszliśmy dalej, przecięliśmy szlaki turystyczne idące wspólnie i skręciliśmy w prawo dochodząc do dużego skrzyżowania leśnego przy polanie. Tutaj postanowiliśmy odpocząć drugi raz. Po odpoczynku, wróciliśmy szeroką drogą na północny-wschód, wzdłuż granicy rezerwatu. Na pierwszy skrzyżowaniu dosłownie po jakiś 100 metrach skręciliśmy w lewo. Byliśmy już na szlaku niebieskim, chociaż nie widzieliśmy jeszcze znaków. Była tu też kolejna kapliczka  i sporo ściętych drzew leżało dokoła. Poszliśmy na północny zachód, rozjeżdżoną przez pojazdy leśne drogą. Za chwilę pojawiły się pierwsze znaki szlaku. Był także w całkiem niezłym stanie jak na lata nieodnawiania.

Początkowy etap tej drogi był przedzieraniem się poboczem drogi między krzakami, bo po błotnistej, rozjeżdżonej drodze nie było jak iść. Ale na szczęście szybko w prawo odbiły ślady po kołach a nasza droga stała się zdatna do normalnego zadeptywania. Po mniej więcej kilometrze od wejścia na niebieski szlak przy kapliczce, dotarliśmy do rzeczki - Śmierota to jeden z dopływów Kamiennej. Do jej źródeł chcieliśmy dojść podczas tej wyprawy. Przekroczyliśmy rzekę i weszliśmy w dość podmokły teren. Podejrzewam, że po większych opadach deszczu teren może być nie do przebycia.
Ale to tylko z 200 metrów i znów normalna leśna ścieżka. Szliśmy dalej lasem, minęliśmy bezimienną mogiłę i kawałek za nią lekko skręciliśmy w prawo. Najpierw usłyszeliśmy a później ujrzeliśmy wieś. Szlak prowadził chwilę wzdłuż niej lasem, po czym wykręcał w lewo i wprowadził nas między ostatnie zabudowania Rędocina, na mały plac. Poszliśmy szosą w prawo, zostawiając od razu wieś za sobą. Za zakrętem zeszliśmy w prawo, w las, przy tablicy "Obszar Chronionego Krajobrazu Lasy Przysusko-Szydłowieckie". Zaraz potem na pierwszym rozwidleniu poszliśmy w lewą odnogę drogi i dalej prosto jak strzała przed siebie. Tym sposobem mieliśmy dojść spokojnie do źródeł. Ale jak się okazało tylko w teorii.

Na początku szło się dobrze, ale z czasem droga zaczęła bardziej przypominać nasyp między kanałami z wodą i to coraz bardziej zarośnięty. Meandrowaliśmy więc schodząc raz w lewo, raz w prawo, przebijając się przez drzewa i krzaki. Ostatecznie podeszliśmy do ledwo widocznego koryta Śmieroty i wzdłuż niego próbowaliśmy dotrzeć do źródła posiłkując się nawigacją. Ale mapa OSM była jednak nieprecyzyjna, wyszliśmy na skraj lasu, a źródła nie było. Zarządziliśmy szukanie ale ponieważ złapałem sygnał internetu, pomogłem sobie Geoportalem i tym sposobem bezbłędnie znaleźliśmy źródło, które było niecałe 100 m od nas. Wrażenia na nas nie zrobiło - ocembrowane jak studnia i rozlewiska dookoła.
Po tym dość ekstremalnym przejściu odpoczęliśmy w tym miejscu. Po nabraniu sił i zużyciu wszystkich napojów i jedzenia ruszyliśmy dalej. Kilkadziesiąt metrów dalej na wschód złapaliśmy leśną ścieżkę, która doprowadziła nad do wyraźniejszej drogi. Biegła ona skrajem lasu, równolegle do wsi Leszczyny. Może szliśmy tak z dziesięć minut aż natrafiliśmy na skrzyżowanie. Skręciliśmy w lewo i weszliśmy na drogę w Leszczynach. Tutaj w prawo, już zielonym szlakiem turystycznym chociaż jego znaków nie było widać...

Szliśmy przed siebie aż do szczytu Góry Cymbra. Nie było to jakieś szczególnie wyeksponowane miejsce, ale będąc w okolicy trzeba było się tu pojawić. O ile w tym miejscu Cymbra nie prezentowała się w jakikolwiek sposób oryginalnie, to gdybyśmy zeszli nią w kierunku północno-zachodnim, znaleźlibyśmy liczne piaskowcowe wychodnie skalne. Pisano o tym już w prasie w latach 50. traktując jako swoistą atrakcję. Czasem ktoś pokusił się nawet o określenie tego mianem gołoborza... Chociaż raczej na wyrost. Ze szczytu wróciliśmy tą samą drogą do pierwszego odbicia w lewo. Doszliśmy tym sposobem na skraj młodnika, wychodząc przy polach i łąkach - z prawej był las. Poszliśmy w jego stronę i dalej w lewo, wzdłuż jego ściany, aż do drogi w Hucisku. Następnie przez wieś, mając przed sobą rozległy dość widok na okolice - widać było wiatraki między Wierzbicą a Iłża, Szydłowiec, okolice Skarżyska... i w końcu przystanek, przy którym zaczynaliśmy trasę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spacer po powiecie ostrowieckim: Nietulisko - Kunów

 Wreszcie nadarzyła się okazja aby przejść się po okolicach Kunowa i Nietuliska, blisko to Radomia chociaż rzadko tu zaglądałem. A krajobraz tu naprawdę ciekawy - przede wszystkim ze względu na wąwozy. Ale poza tym mamy tu kilka ciekawych zabytków.

Ukryte w lasach...

Jest wiele ciekawych miejsc ukrytych w naszych lasch. Przedstawię pokrótce kilka wartych moim zdaniem zobaczenia. Wszystkie znajdują się na terenie regionu radomskiego,w mniejszych lub większych kompleksach leśnych. Poza jednym przypadkiem dotarcie do nich nie powinno nastręczać większych trudności.

Piaskowiec w roli głównej - pętla z Rejowa przez kamieniołomy

 Z lekką modyfikacją szedłem tą trasą już w styczniu. Tym razem, chociaż w kalendarzu w zasadzie wiosna, było bardziej zimowo niż wtedy. Trasa jest dość ciekawa, prowadzi koło kilku kamieniołomów, w większości dość przyjemnymi drogami leśnymi. Może jednak w niektórych miejscach być dość mokro zimą czy podczas roztopów. Rozpoczęliśmy przy Zalewie Rejowskim w Skarżysku, ale jak ktoś jedzie autem - równie dobrze może je zostawić przy ul. Praga, po drugiej stronie torów.