Przejdź do głównej zawartości

Majówka na Pogórzach - dnia pierwszego...

W tym roku postanowiłem zorganizować majówkowy wyjazd w mniej znane i odwiedzanie rejony. Wybór padł na Pogórza Strzyżowskie i Dynowskie, bezpośrednio graniczące z sobą, mające wzniesienia które nie sprawia problemu swą wysokością nawet mało zaprawionym turystom pieszym. Na dodatek te Pogórza są w dość dobrej odległości od Radomia, aby nie tracić nie wiadomo ile godzin na przejazd. Trasy tak zaplanowałem, aby pochodzić, zaliczyć najwyższe wzniesienie i jeszcze coś zwiedzić. 1 maja ruszyliśmy w 16 osób w drogę...
1 maja
Już pierwszego dnia mieliśmy zdobyć najwyższy szczyt Pogórza Strzyżowskiego - Bardo. Pierwotnie chciałem trasę rozpocząć w Grudnie Górnej, ale uznałem, że będzie za dużo jeżdżenia lokalnymi drogami i dodatkowych kilometrów, więc zmieniłem miejsce startu na Brzeziny. To wioska położona całkiem niedaleko Wielopola Skrzyńskiego, posiadająca ładny drewniany kościół. Parking przy nim był naszym miejscem startu. Pogoda dopisywała od początku, słonecznie, ale i z lekkim wiatrem. Kościół przy którym rozpoczynaliśmy wędrówkę, został wyświęcony w 1501 roku i pierwotnie składał się tylko z prezbiterium i jednej nawy. Z biegiem lat został rozbudowany do obecnego kształtu, uzyskując m.in. soboty. Nie zwiedziliśmy wnętrza, w którym znajduje się XVII- i XVIII-wieczne wyposażenie (polichromie, ołtarz główny).
Od kościoła zaczęło się pierwsze podejście - asfaltową drogą, między polami z których rozciągał się ładny widok na okolice - falisty teren wzbogacony większymi wzniesieniami znajdującymi się kilka kilometrów od nas. Widać było też Bardo, nasz pierwszy konkretny cel tego dnia. Przechodząc przez pola i łąki (zaryzykowaliśmy też przejście na dziko) zbliżyliśmy się do zabudowań Pogwizdowa. Za osadą w lesie zatrzymaliśmy się na krótki odpoczynek.
Po odpoczynku, kierując się za momentami słabo widocznymi znakami szlaku zielonego, rozpoczęliśmy podchodzenie pod Bardo. Mieszanym lasem, bez jakiś nadzwyczajnych stromizn, osiągnęliśmy dość sprawnie szczyt. Miał tylko 534 m, a że był zarośnięty to nie pozwolił nam na zapierające dech widoki. Po ponownym krótkim odsapnięciu ruszyliśmy dalej. Czasem tylko w przestrzale między drzewami dało się uchwycić jakieś widoki. Szliśmy szlakiem który jak zauważyliśmy po stopniu zarośnięcia ścieżek i jakości znaków, nie jest często odwiedzanym przez turystów. Dość powiedzieć, że na trasie poza dniem drugim, nie spotykaliśmy w ogóle turystów.
Robiło się coraz cieplej i dobrze, że jeszcze kawałek mieliśmy do przejścia lasem. Wiatr na szczęście też nie osłabł zupełnie. Zeszliśmy z zielonego szlaku na niebieski, który miał poprowadzić nas granicą rezerwatu "Góra Chełm" do kapliczki przy lipie, przy której mieliśmy znów zatrzymać się na dłuższy postój. Co już rzuciło nam się pierwszego dnia wędrówki: szlaki szlakami, a mapa mapą. Przebiegi wielu odcinków szlaków nie zgadzały się z tym co na mapie (mapa była z 2014 r., chyba nowszej tych okolic Compass nie wydał). Tym samy trochę niespodzianek z przebiegami mieliśmy. Nawet używany przeze mnie OsmAnd miał inne przebiegi szlaków...
W końcu dotarliśmy do kapliczki przy lipie. Lipa co prawda zniszczała w międzyczasie, ale konar jej pozostał, wraz z tablicą informacyjną. Kapliczka natomiast jak na oznaczoną na mapie jako XVIII-wieczną aż uderzała po oczach swa nowością. Sama Góra Chełm była zbawiennym miejscem dla okolicznej ludności podczas wszelkich najazdów czy epidemii, tutaj się ukrywano. Tu także wedle legendy stał kościół, w miejscu właśnie sławnej lipy, kościół, który zapadł się pod ziemię jak przelano w nim krew. Później na pamiątkę wystawiono kapliczkę, ale niżej. A w końcu przeniesiono tu gdzie jest teraz. We wnętrzu zobaczyć możemy obraz MB Leżajskiej. A przed - odpocząć można, jest kilka ławeczek. Skorzystaliśmy więc z nich.
No i dalej... Towarzyszył nam jeszcze niedługi czas szlak niebieski, przy skraju lasu zmieniliśmy kierunek na południowy, idąc ścieżka przyrodniczą do Stępiny. We wsi znajdował się obiekt, który chcieliśmy zwiedzić. Po około 20 minutach mijając zabudowania wsi, dawne bunkry i militarne obiekty zaplecza doszliśmy do najdłuższego w Europie bunkra kolejowego - Stępina-Cieszyna.
Wybudowano go w latach 1940-41, a w sierpniu 1941 r. był świadkiem spotkania A. Hitlera z B. Mussolinim. Cały schron ma długość prawie 400 metrów, wewnątrz panuje przyjemny chłód (tego trzeba było nam po słonecznej trasie...). Spacerując wewnątrz można zapoznać się z dodatkowymi informacjami na temat historii obiektu czy na temat pociągów specjalnych. Poza głównym korytarzem są dostępne ciągi komunikacyjne biegnące wzdłuż peronu, ale gdzieniegdzie trzeba uważać na znaczną ilość wody. Obiekt zwiedza się dość szybko, ale można przy nim zostać dłużej na odpoczynek - jest kiosk z pamiątkami, kawą i herbatą, ławeczki, tablice informacyjne o okolicy. Także wskazujące położenie kolejnych obiektów militarnych wchodzących w skład kompleksu.
Dopiero chyba po godzinie stąd ruszyliśmy, przed nami jeszcze został kawałek drogi. Wyszliśmy ze Stępiny polną drogą, prowadzącą koło bunkra. Kierowaliśmy się na widoczny od południa las, idąc niby ścieżką przyrodniczą, której oznakowania próżno by szukać. Poruszanie się tu bez mapy to wielkie ryzyko...
Przeszliśmy przez las, pilnując w miarę południowego kierunku i wyszliśmy z niego przy zabudowaniach. To osada Pułanki. Kilka minut szliśmy asfaltem, by znów pierwszą lepszą polną drogą skręcić w prawo, byle bliżej miejscowości Frysztak wyjść. Zmagając się w końcówce polnego odcinka z pokrzywami, wyszliśmy na ulicę Warzywną. Wprowadziła nas ona do miejscowości docelowej, chociaż jeszcze kawałek mieliśmy przez nią do przejścia. Minęliśmy kościół z dwudziestolecia wojennego, przecięliśmy rynek (o ile Frysztak faktycznie wygląda jak małe miasteczko, to jednak to wieś...) i schodami zeszliśmy do trasy 988. Na drugą stronę, i dalej prosto - za torami była nasza baza, GOSiR we Frysztaku. Dzień zamknęliśmy 22 km w nogach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Spacer po powiecie ostrowieckim: Nietulisko - Kunów

 Wreszcie nadarzyła się okazja aby przejść się po okolicach Kunowa i Nietuliska, blisko to Radomia chociaż rzadko tu zaglądałem. A krajobraz tu naprawdę ciekawy - przede wszystkim ze względu na wąwozy. Ale poza tym mamy tu kilka ciekawych zabytków.

Ukryte w lasach...

Jest wiele ciekawych miejsc ukrytych w naszych lasch. Przedstawię pokrótce kilka wartych moim zdaniem zobaczenia. Wszystkie znajdują się na terenie regionu radomskiego,w mniejszych lub większych kompleksach leśnych. Poza jednym przypadkiem dotarcie do nich nie powinno nastręczać większych trudności.

Piaskowiec w roli głównej - pętla z Rejowa przez kamieniołomy

 Z lekką modyfikacją szedłem tą trasą już w styczniu. Tym razem, chociaż w kalendarzu w zasadzie wiosna, było bardziej zimowo niż wtedy. Trasa jest dość ciekawa, prowadzi koło kilku kamieniołomów, w większości dość przyjemnymi drogami leśnymi. Może jednak w niektórych miejscach być dość mokro zimą czy podczas roztopów. Rozpoczęliśmy przy Zalewie Rejowskim w Skarżysku, ale jak ktoś jedzie autem - równie dobrze może je zostawić przy ul. Praga, po drugiej stronie torów.