Mając już dość siedzenia w domu ruszyliśmy wreszcie w teren. Co prawda niektóre prognozy zapowiadały opady deszczu ale okazało się, że to co mówią prognozy - tak samo jak słowa polityków - jest niewiele warte. Deszczu było tyle, że prawie go nie zauważyliśmy... Aby uniknąć tłumów wybraliśmy wieś Kurzacze i zachodnią część Lasów Przysuskich.
Kurzacze położone są na północny-wschód od Gowarczowa. Dawniej był to teren województwa radomskiego, dziś to wieś w województwie świętokrzyskim, niecały kilometr od granicy z województwem mazowieckim. Dojechaliśmy na koniec wsi, i dalej poszliśmy w las, szeroką drogą prowadząca docelowo aż do Kozłowca koło Przysuchy. Ze względu na to jak piaszczysty był to dukt, szliśmy w niewielkich tumanach piasku. I tak jakieś 1,5 kilometra. Aż doszliśmy do skrzyżowania z utwardzoną drogą gospodarczą, było więc chyba trochę gorzej. Tą drogą skręciliśmy w prawo, w kierunku południowo-wschodnim. Droga lekko wykręciła w lewo, a później to już długa prosta. Tak nam minęło kolejne 1,5 km. Wrócił normalny leśny dukt, nim szliśmy jeszcze kawałek prosto i zakręciliśmy w prawo a następnie w lewo. Weszliśmy między Stawy Huta. Część niestety była bez wody, ale dwa zbiorniki z prawej były napełnione. Mnóstwo też było na nich ptactwa - głównie żurawi. Uznaliśmy że w otoczeniu stawów dobrze będzie zrobić pierwszy odpoczynek.
Po odpoczynku poszliśmy dalej drogą między stawami. Za nimi wpierw zauważyliśmy z lewej strony tablicę informacyjną - wymieniono na niej walki toczone w tej okolicy (gajówka Piecyki) z Niemcami w czasie II wojny światowej. 12 września 1939 r. walczyła tu Armia "Prusy", 26 września 1944 r. 25 i 72 pp AK (niemiecka akcja Walderkater - wspominam o niej w tym poście) i 6 października 1944 r. 3 pp AK Antoniego Hedy "Szarego". Zaraz za tablicą trafiliśmy na prace drogowe - i od tej strony będzie niebawem utwardzona droga gospodarcza... Jakieś 800 m dalej na skrzyżowaniu zeszliśmy z tej mało przyjemnej drogi i skręciliśmy w lewo w widoczną, normalną, przyjemną leśną drogę. Prowadziła na północny-wschód. Nią doszliśmy do granicy rezerwatu "Puszcza u źródeł Radomki", znajdowała się tu nawet tablica informacyjna, aczkolwiek sądzę, że mało który turysta tu dociera. Ale ważne, że tablica jest.
Szliśmy dalej prosto pilnując się granicy rezerwatu, droga była dość przyjemna, mało przeszkód w postaci powalonych drzew (chociaż generalnie dość dużo było tu obumarłych i połamanych drzew). Często tez trafialiśmy na mniejsze i większe fragmenty piaskowca. Jednego na pewno brakowało - uczucia, że na pewno jest wiosna. Było ciepło, słonecznie... ale zbyt mało zieleni. Za sucho. Idąc cały czas granicą, doszliśmy do uprawy leśnej, obeszliśmy ją tak jak droga prowadziła od lewej strony i w końcu dotarliśmy do czerwonego szlaku turystycznego. Szlakiem partyzanckim im. majora "Hubala" poszliśmy w lewo, idąc północnym skrajem rezerwatu.
Rezerwat powstał w 1978 roku i tworzy go las z drzewostanem w wieku do 140 lat a także bagna. Wśród drzew spotykamy tu głównie sosny pospolite, jodły, buki zwyczajne, dęby. Szlak nie pozwala nam dokładnie poznać rezerwatu gdyż biegnie jego skrajem, ale pamiętajmy że to teren chroniony i nie zagłębiajmy się w niego nawet jak mamy okazję.
Kawałek za rezerwatem stanęliśmy na pękniętym mostku na rzece Radomce, obok niego stała zniszczona już tablica postawiona w ramach PTTK-owskiej akcji "Spotkania u źródeł rzek". Radomka bierze swój początek niedaleko od tego miejsca i po pokonaniu 115 km wpada do Wisły pod Ryczywołem, w miejscowości Kłoda.
Z mostku widać już było polanę na której znajdowała się kiedyś Leśniczówka Huta. Podobnie jak okolice gajówki Piecyki, to było także miejsce w którym Polacy przelali krew w walce z Niemcami. Walki upamiętnione są podobną jak przy Stawach Huta tablicą informacyjną oraz pomnikiem. Wspominałem o tym miejscu przy okazji postu do którego odsyłałem wcześniej.
Przy polanie odpoczęliśmy. Po posileniu ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem. Wygodna leśna droga wyprowadziła nas w końcu na szeroką drogę gospodarczą, przy pięknym rozłożystym buku. Poszliśmy w lewo do skrzyżowania i na nim skręciliśmy też w lewo. Byliśmy ponownie na drodze Kurzacze - Kozłowiec (Przysucha), idąc w kierunku tych pierwszych. Ale to jeszcze nie był powrót. Zgodnie ze znakami czerwonego szlaku skręciliśmy w prawo po około 1,2 km. Minęliśmy wyschnięte stawiki i dotarliśmy do krzyża i pomnika z symbole Polski Walczącej, przy wejściu na teren dawnej partyzanckiej wsi Stefanów. Brakowało tylko jednego elementu - była tu także z prawej strony drogi tablica o treści 'Tu była wieś partyzancka STEFANÓW". Nie wiem czemu jej nie było, mam nadzieję, że zniknęła tylko do jakiejś konserwacji a nie została skradziona na przykład... Od krzyża poszliśmy prosto, aż do ołtarza polowego z tablicami pamiątkowymi i ławek. Tu zrobiliśmy ostatni odpoczynek.
O tej wsi pisałem we wspomnianym wcześniej poście, więc nie będę się powtarzał przy tej okazji. Pogoda dopisywała więc posiedzieliśmy dobre 20 minut. W międzyczasie minęły nas dwie biegnące pary. Jakiś ruch w lesie był.
No i pora wracać do auta. Cofnęliśmy się do krzyża, ale poszliśmy od niego w prawo aż do skrzyżowania dróg. Zaraz za skrzyżowaniem odchodziła w lewo skos zarośnięta droga, którą obraliśmy za najwłaściwszą. Doprowadziła nas ona do skrzyżowania z prostą utwardzoną drogą, przecięliśmy ją i dalej przed siebie. Z czasem droga zanikała więc lekko meandrowaliśmy aby tylko znaleźć przejście przez rzekę. Było tu trochę kombinowania i szukania odpowiedniego kierunku, ale ostatecznie znaleźliśmy drogę doprowadzającą nas z powrotem na tą którą rozpoczęliśmy wędrówkę. Wyszliśmy na niej jakieś 500 m od miejsca startu, więc było bardzo dobrze. Kilka minut i zakończyliśmy przejście pokonując tego dnia 17,5 km.
Szliśmy dalej prosto pilnując się granicy rezerwatu, droga była dość przyjemna, mało przeszkód w postaci powalonych drzew (chociaż generalnie dość dużo było tu obumarłych i połamanych drzew). Często tez trafialiśmy na mniejsze i większe fragmenty piaskowca. Jednego na pewno brakowało - uczucia, że na pewno jest wiosna. Było ciepło, słonecznie... ale zbyt mało zieleni. Za sucho. Idąc cały czas granicą, doszliśmy do uprawy leśnej, obeszliśmy ją tak jak droga prowadziła od lewej strony i w końcu dotarliśmy do czerwonego szlaku turystycznego. Szlakiem partyzanckim im. majora "Hubala" poszliśmy w lewo, idąc północnym skrajem rezerwatu.
Rezerwat powstał w 1978 roku i tworzy go las z drzewostanem w wieku do 140 lat a także bagna. Wśród drzew spotykamy tu głównie sosny pospolite, jodły, buki zwyczajne, dęby. Szlak nie pozwala nam dokładnie poznać rezerwatu gdyż biegnie jego skrajem, ale pamiętajmy że to teren chroniony i nie zagłębiajmy się w niego nawet jak mamy okazję.
Kawałek za rezerwatem stanęliśmy na pękniętym mostku na rzece Radomce, obok niego stała zniszczona już tablica postawiona w ramach PTTK-owskiej akcji "Spotkania u źródeł rzek". Radomka bierze swój początek niedaleko od tego miejsca i po pokonaniu 115 km wpada do Wisły pod Ryczywołem, w miejscowości Kłoda.
Z mostku widać już było polanę na której znajdowała się kiedyś Leśniczówka Huta. Podobnie jak okolice gajówki Piecyki, to było także miejsce w którym Polacy przelali krew w walce z Niemcami. Walki upamiętnione są podobną jak przy Stawach Huta tablicą informacyjną oraz pomnikiem. Wspominałem o tym miejscu przy okazji postu do którego odsyłałem wcześniej.
Przy polanie odpoczęliśmy. Po posileniu ruszyliśmy dalej czerwonym szlakiem. Wygodna leśna droga wyprowadziła nas w końcu na szeroką drogę gospodarczą, przy pięknym rozłożystym buku. Poszliśmy w lewo do skrzyżowania i na nim skręciliśmy też w lewo. Byliśmy ponownie na drodze Kurzacze - Kozłowiec (Przysucha), idąc w kierunku tych pierwszych. Ale to jeszcze nie był powrót. Zgodnie ze znakami czerwonego szlaku skręciliśmy w prawo po około 1,2 km. Minęliśmy wyschnięte stawiki i dotarliśmy do krzyża i pomnika z symbole Polski Walczącej, przy wejściu na teren dawnej partyzanckiej wsi Stefanów. Brakowało tylko jednego elementu - była tu także z prawej strony drogi tablica o treści 'Tu była wieś partyzancka STEFANÓW". Nie wiem czemu jej nie było, mam nadzieję, że zniknęła tylko do jakiejś konserwacji a nie została skradziona na przykład... Od krzyża poszliśmy prosto, aż do ołtarza polowego z tablicami pamiątkowymi i ławek. Tu zrobiliśmy ostatni odpoczynek.
O tej wsi pisałem we wspomnianym wcześniej poście, więc nie będę się powtarzał przy tej okazji. Pogoda dopisywała więc posiedzieliśmy dobre 20 minut. W międzyczasie minęły nas dwie biegnące pary. Jakiś ruch w lesie był.
No i pora wracać do auta. Cofnęliśmy się do krzyża, ale poszliśmy od niego w prawo aż do skrzyżowania dróg. Zaraz za skrzyżowaniem odchodziła w lewo skos zarośnięta droga, którą obraliśmy za najwłaściwszą. Doprowadziła nas ona do skrzyżowania z prostą utwardzoną drogą, przecięliśmy ją i dalej przed siebie. Z czasem droga zanikała więc lekko meandrowaliśmy aby tylko znaleźć przejście przez rzekę. Było tu trochę kombinowania i szukania odpowiedniego kierunku, ale ostatecznie znaleźliśmy drogę doprowadzającą nas z powrotem na tą którą rozpoczęliśmy wędrówkę. Wyszliśmy na niej jakieś 500 m od miejsca startu, więc było bardzo dobrze. Kilka minut i zakończyliśmy przejście pokonując tego dnia 17,5 km.
Komentarze
Prześlij komentarz